Miksik serwetkowy mamy dziś prezentuję. Wszystkie są nieduże i śliczne. Mogą służyć też jako podkładki pod kubki. Niestety na zdjęciach nie wszystkie kolory wyszły takie radosne jak na żywo. Zwłaszcza w czerwonym coś mi się pokiełbasiło, i aparat oszalał, ale myślę, że ogólnie widać co i jak. Zapraszam do oglądania :)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełkomania mamy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełkomania mamy. Pokaż wszystkie posty
środa, 15 lutego 2017
poniedziałek, 2 stycznia 2017
Choinka, szalik i bałwanki czyli zimoooowo
Witam wszystkich włóczkowych i nie tylko, przybyszów w roku 2017 na Szydełkowej Planecie. Mam nadzieję, że ten rok będzie dla Was udany i bardzo bardzo twórczy :). Mój miał się tym razem zacząć świetnie, ale coś to nie wychodzi. Nie poddam się temu i przynajmniej tutaj niech będzie optymistycznie.
Dzisiaj trochę taki powrót do Świąt. Po pierwsze choinka. Wersja recyklingowa :). Na szydełku rzecz jasna. Zastraszającej wysokości 25 cm, drzewiosko, że hoho.
Wykonana ze wzoru krokodyla łuska, ale robionej w pojedynczy dłuuugi pasek, który został nawinięty na stelaż ze szpulek, dwóch tekturowych i jednej plastikowej, z umocowanymi klejem na gorąco światełkami. Na wierzch poszło kilka koralików z łańcucha choinkowego.
Świeci!
Po drugie szalik. Robiony prezentowo-zamówieniowo. Długość 150 cm. Włóczka, która na początku zszarpała mi nerwy :D. Cekiny pozaczepiane na cienkiej nitce, wplecionej między grubsze, nie chciały współpracować, ale w końcu się udało!
A obok, z czego dopiero teraz sobie zdałam sprawę, czerwono-złota serwetka mamy!
Na koniec bałwanki lepione z niespodziewanej ilości świątecznego śniegu (nie ma to jak śnieg na Roztoczu), w wersji trochę mniej bałwankowej. Pierwszy gruby kocur, który obżarł się na święta, a drugi to taki cuś, który powstał z początkowo standardowego bałwanka.
Chwilowo to tyle, ale... jeszcze tu wrócę (diabelski śmiech).
środa, 4 maja 2016
Wiosenne serwetki mamy
Były już serwetki na różne pory roku, a ostatnio zdałam sobie sprawę, że nie wstawiałam jeszcze zielonych. Maj to akurat dobry miesiąc, żeby to nadrobić. Oczywiście tak jak głosi tytuł, to serwetki mojej mamy. Wszystkie są nieduże, w sam raz pod kubki.
poniedziałek, 14 marca 2016
Serwetki i kot na ścianie
Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości to szydełkuję, tylko że większe coś, a włóczka czarna i przy sztucznym świetle słabo widzę w co tam mam kujnąć tym szydełkiem. Zmierzam jednak pooowoooooli do celu. Chyba jednak w między czasie zrobię inne mniejsze coś, bo takim tempem to do wakacji się nic mojego nie pojawi na blogu. Za to wstawiam serwetki mamy. Nazbierało się parę, więc oto są tadam! Takie już trochę pod kątem Wielkanocy robione.
A na koniec wepchnę jeszcze kota na ścianie. Rzecz jasna nie zrobiłam krzywdy Filusi i jej nigdzie nie wmurowałam. Kot jest stworzony całkowicie z farby i siedzi sobie prawie grzecznie na gałęzi. Prawie, bo obserwuje ptaszka, ale mam nadzieję, że na niego nie zapoluje.
Myślałam sobie, że fajnie mieć coś na ścianie, ale nigdy nie miałam odwagi sobie czegoś namalować. Teraz nadarzyła się okazja, żeby zrobił to ktoś inny i tak o to chwalę się bezczelnie nie moim dziełem :P.
niedziela, 3 stycznia 2016
Bałwanek Ryszard w nowym domu :)
Dzisiaj po raz pierwszy na blogu mam przyjemność pokazać dalsze życie szydełkowych cusiów, czyli co dzieje się z tymi, które opuszczają Szydełkową Planetę i idą do nowego domku :). To wszystko dzięki mojej koleżance ze studiów Grażynce, która zgodziła się na to, abym opublikowała jej zdjęcia i opowiadanie, które napisała o Bałwanku Ryszardzie (imię jest także jej dziełem :)). Dziękuję Ci jeszcze raz! :)
Tutaj aniołek i gwiazdki zrobione przez mamę. Aniołki można było podziwiać w ostatnim poście, a gwiazdki w tamtym roku, bo w tym nie zdążyłam w domu, zrobić im zdjęć.
Teraz rzecz najważniejsza, a mianowicie opowiadanie Grażynki. Mam nadzieję, że będzie Wam się je czytało tak miło, jak mi :).
Bałwanek
Ryszard- historia prawdziwa :)
Dawno,
dawno temu na Szydełkowej Planecie śnieg był zjawiskiem bardzo zwyczajnym.
Mijały pory roku, jesień zamieniała się w mroźną zimę i białe wełniane płatki
obficie sypały się z nieba. Nikt specjalnie się temu nie dziwił, a mieszkańcy
planety, szczególnie zaś ci najmłodsi, bardzo się z tego cieszyli. Wychodzili
wówczas pojeździć na szydełkowych sankach lub śmigali na szydełkowych łyżwach.
Lepili też bałwanki, które ubierali w szaliki i kapelusze.
Pewnego roku, dzieci z Szydełkowej Planety podczas lepienia bałwanka
bardzo się kłóciły. Sprzeczały się o wielkość kul, z których składał się
bałwan, potem o to, czyj kapelusik ma nosić i jaki ma mieć nosek. Skutkiem tego
powstał bałwanek Ryszard, zupełnie niepodobny do innych bałwanków. Bałwanki to
istoty spokojne i nadzwyczaj cierpliwe, stworzone po to, by dawać innym chwilę
szczęścia i radości. A Ryszard był najzwyczajniej w świecie złośliwy. Nigdy nie
pozdrawiał nikogo charakterystycznym dla bałwanków uchyleniem kapelusza,
zamiast dobrego słowa, zawsze sprawiał innym przykrość. Wszyscy się temu
dziwili i próbowali go zmienić, ale Ryszard zdawał się być niereformowalny.
Podstawiał nogi dzieciom jeżdżącym na łyżwach po ślizgawce, opodal której go
ulepiły i głośno śmiał się z nieporadnie wstających po upadku maluchów.
Z
nadejściem wiosny wszystkie bałwanki pakowały swe małe walizeczki i odjeżdżały
szydełkowym pociągiem do Krainy Wiecznej Zimy, która znajdowała się na Biegunie
Północnym, gdzie czekali na nie ich przyjaciele oraz święty Mikołaj i jego
elfy. Ale Ryszard nie spakował się razem z innymi bałwankami, ba, nawet nie
zjawił się na dworcu w dniu odjazdu pociągu. W swej złośliwości postanowił
nigdzie nie odchodzić, zostać nieopodal jeziorka, które w zimie było
ślizgawką i dokuczać mieszkańcom.
Początkowo wszyscy sądzili, że ciepłe promienie wiosennego słońca roztopią
Ryszarda i problem złośliwego bałwanka
zniknie, ale Ryszard był odporny na ciepło. Ulepiony w złości, miał w sobie
mnóstwo niedobrej energii. Potrafił wytworzyć wokół siebie zimną aurę i słońce
nie mogło mu zaszkodzić. Dalej więc wyśmiewał się z dzieci, zamrażał im napoje,
które niosły w swych plecaczkach do szkoły. Zdawało się, że nie ma sposobu, aby
go zmienić.
Ale
na Szydełkowej Planecie nie brakuje mądrych stworków. Na polanie pośrodku
prastarego lasu rośnie stary dąb. Jest w nim wykuta dziupla, w której mieszka
Pan Puchacz – najmądrzejsza sowa na całym świecie. Pewnego dnia mieszkańcy
Szydełkowej Planety przyszli do niego po radę, co należy zrobić, aby bałwanek Ryszard stał się
dobry. Mądra sowa stwierdziła, że bałwanek dopóty będzie złośliwy, dopóki
mieszkańcy Planety będą się na siebie złościć, denerwować i dokuczać sobie
wzajemnie. To z ich złych emocji, Ryszard czerpie swoją złośliwość i dają mu
one energię, aby wytwarzać zimną aurę, która nie pozwala rozpuścić go
promieniom słońca.
Mieszkańcy
Szydełkowej Planety posłuchali rady puchacza i jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki zakończyli wszelkie spory między sobą. Bałwanek Ryszard
był zdziwiony, bo wokół niego zapanowała zgoda, dzieci bawiły się grzecznie i
nie sprawiały problemów swoim rodzicom, sąsiedzi nie prowadzili sporów, nikt
nie mówił brzydkich słów. Z dnia na dzień zła energia Ryszarda ulatniała się i
wkrótce poczuł się odmieniony. Zamiast mówić złośliwe rzeczy, życzył wszystkim
miłego dnia, pozdrawiał dzieci idące do szkoły. Wszyscy jednak, włącznie z
Ryszardem, dziwili się, że mimo iż jest lato, słońce nie rozpuściło bałwanka.
Szybko więc mieszkańcy uznali, że jest on wyjątkowy. Całoroczny bałwanek
Ryszard stał się szybko atrakcją turystyczną Szydełkowego miasteczka,
przyjeżdżali do niego naukowcy i zwykli ludzie z całej Planety, aby go
podziwiać i zamienić z nim kilka uprzejmych słów.
Mijały
lata, a bałwanek dzielnie trwał nieopodal jeziorka-ślizgawki. Lecz oto pogoda
stawała się coraz bardziej kapryśna, lato trwało coraz dłużej, a zima bywała
krótka i bezśnieżna. A jednego roku jakby zapomniała o Szydełkowej Planecie i
nie przyszła wcale. Biedne dzieciaki, które chciały pojeździć na łyżwach czy
sankach, musiały zadowolić się podróżami na rowerach i deskorolkach. Nie było
mowy o lepieniu bałwanków, ani o przyjeździe bałwanków z Krainy Wiecznej Zimy.
Jeden tylko Ryszard został w miasteczku i myślał, co zrobić, by choć na chwilę
przywołać Panią Zimę. Myślał, myślał i wymyślił! Skupił się całym swym
bałwankowym umysłem i dokładnie na Wigilię Świąt Bożego Narodzenia sprawił, że
w Szydełkowym miasteczku spadły małe białe płatki. Wszystkim udzielił się
nastrój świąt, a bałwanek Ryszard patrzył na to wszystko swymi węgielkowymi
oczkami i uśmiechał się do siebie i do ludzi. :)
Tutaj zaś bałwanek Ryszard na zdjęciu. Jest spokrewniony z tymi tutaj: Piotrusiem i Grzesiem.
sobota, 19 grudnia 2015
Produkcja mamy, czyli szydełkowe aniołki płaskie i aniołek 3D :)
W poprzednim poście pokazywałam serwetki mamy i majaczyłam coś o tym, że dużo do wstawiania było innych rzeczy, ale zniknęły w tajemniczych okolicznościach. Tym razem udało mi się jednak zapolować na kilka aniołków. W tamtym roku wszystkie były takie jak tutaj. W tym, prym wiodą płaskie aniołki, które mimo to bardzo ładnie wyglądają na choince. Te na zdjęciach nie miały przyczepionych jeszcze tylko zawieszek. Są koloru białego ze złotą nitką, ale tego złotego mało coś widać na zdjęciach. Ładnie wygląda to w rzeczywistości, kiedy tak delikatnie się błyszczą.
A tutaj aniołek w trójwymiarze, podobny do tych z tamtego roku. Ten już z zawieszką, gotowy do zadyndania na choince.

niedziela, 13 grudnia 2015
Serwetki mojej prywatnej nauczycielki po raz kolejny :).
Pokazuję kolejne serwetki mojej mamy. Ostatnio były jesienne, a tym razem zimowe czyli białe, bo skoro śniegu brak, to chociaż niech kolor serwetek przypomina o tym, że coś białego powinno teraz lecieć z nieba. Chciałam tutaj zasypać też zdjęciami gwiazdek, aniołków i dzwoneczków, ale nie zdążyłam zrobić zdjęć, zanim wyparowały z domu. Na szczęście mama ma zamiar robić jeszcze kolejne, więc mam nadzieję, że tym razem zdążę je chociaż na chwilę skonfiskować, obfotografować i wstawić na bloga.



środa, 28 października 2015
Jesienne serwetki
Dzisiaj pokażę serwetki zrobione przez moją mamę. W barwach jesiennych jak w tytule :).
Najpierw pomarańczowa. Ma 26 cm średnicy.
Powiedzmy, że w odcieniach brązu. Ma 27 cm średnicy. Ten prawie czarny to w rzeczywistości taki baaardzo ciemnobrązowy.
Do tego cztery malutkie. Dwie po lewej stronie mają po 14 cm średnicy, u góry po prawej 16 cm, a u dołu 13 cm.
czwartek, 23 kwietnia 2015
Zielone serwetki mojej prywatnej nauczycielki :).
Dawno już nic stworzonego przez mamę nie było, ale nie dlatego, że nic nie zrobiła, a przez siłę wyższą, która nie pozwoliła mi zrobić zdjęcia zielonego bieżnika. Szkoda mi bardzo, bo wyszedł ślicznie. Na szczęście do kompletu powstały serwetki w tym samym stylu, więc pokazuję je od razu, zanim znowu coś mi w tym przeszkodzi. Średnica każdej to około 25 cm. Na każdym zdjęciu odcień wydaje się trochę inny, ale co poradzić :P.
Tutaj cała dwunastka grzecznie sobie leży jak gąsienica :).
A teraz jeszcze krótki powrót do Wielkanocy, już na pewno ostatni :). Podczas świąt u babci, zauważyłam dwie rzeczy, które jeszcze w tamtym roku na Wielkanoc, zrobiła mama. Zdjęcia wyszły tak, że pozostaje tylko gorzko zapłakać, ale coś tam mniej więcej widać.
Tutaj cała dwunastka grzecznie sobie leży jak gąsienica :).
A teraz jeszcze krótki powrót do Wielkanocy, już na pewno ostatni :). Podczas świąt u babci, zauważyłam dwie rzeczy, które jeszcze w tamtym roku na Wielkanoc, zrobiła mama. Zdjęcia wyszły tak, że pozostaje tylko gorzko zapłakać, ale coś tam mniej więcej widać.
Najpierw koszyczek. Jest malutki, wielkości dłoni bez palców :P. Wygodnie trzyma się w nim cukierki-pisanki.
A teraz kurka. Również jest niewielka. Wypełniana watą. Siedzi sobie dostojnie, z falbanką wokół tułowia i gdacze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)