niedziela, 4 grudnia 2016

Szalik na szydełku i uśmiechnięta buźka

Zanim zacznę wstawiać nowe rzeczy, których się trochę nazbierało, wracam do szalika, który robiłam jeszcze w tamtym roku dla mamy. Zima minęła, a ja chociaż miałam zdjęcia to jakoś zapomniałam, że się tu nie pojawił. Potem przyszła wiosna i lato, no i wolałam poczekać przynajmniej do jesieni. Tylko, że wtedy znowu zesklerociłam w efekcie czego wyszło chyba dobrze, bo oto grudniowy szalik :).
Nie pamiętam już dokładnie jaka włóczka, kolor taki szarobeżowy, szydełko zapewne 4,0.

szalik szydełko

szydelkowy szalik


A tutaj taki cuś, którego też robiłam parę miesięcy temu. Nazywa się Waxsio (czytać Waksio :P). Można dostrzec pewne powiązanie z kotem na ścianie, jeśli się dobrze przyjrzeć.

smiling face szydełko

niedziela, 18 września 2016

Nietypowa półeczka przy łóżku

Hej ho! Tak się składa, że znowu przytaszczam na bloga coś nieszydełkowego i nie mojego, ale z posiadania czego jestem szczęśliwa, bo w końcu mam gdzie kłaść książki i telefon do ładowania. Wstyd się przyznać, ale ostatnio sporo czasu za taką ekhm półeczkę służyło mi pudełko po butach. Łukasz się zlitował i wyciągnął z piwnicy deski, które już kiedyś odłożyłam sobie, że może się przydadzą. To były takie deseczki zabezpieczające chyba kuchenkę, albo coś w tym stylu. Zbił z nich półkę i zawiesił mi pod samym nosem, czyli w miejscu idealnym. Muszę przyznać, że to dla mnie o wiele wygodniejsze wyjście, niż takie małe półki, które przeważnie stawia się przy łóżku.




Dodatkowe udogodnienie to fakt, że półka posiada otworki! :) Dzięki temu wszystkie kable, ten od lampki i kable od ładowarek nie spadają mi gdzieś na podłogę tylko grzecznie sobie zwisają.


poniedziałek, 5 września 2016

Latarnia morska na ścianie

Hej ho! Dawno nie wstawiałam niczego na bloga i nie będę blablała, że teraz to już na pewno będę pisała regularnie, bo to bez sensu. W końcu nikt chyba z toporem nade mną nie stoi i nie każe mi koniecznie czegoś tutaj wstawiać na bieżąco. Chciałabym jednak wracać tutaj trochę częściej, bo jakoś źle mi bez Szydełkowej Planety. Nie wiem w ogóle czy ktoś jeszcze tutaj zagląda, ale jeśli tak to cieszę się przeogromnie.
Dzisiaj będzie nieszydełkowo, bo pochwalę się kolejnym tworem ściennym - latarnią morską. W tym i ja miałam swój udział, bo machałam trochę ołówkiem po ścianie :). Większość jednak to robota Łukasza. Miał jej trochę, bo latarnia naprawdę świeci. Jest na korytarzu, gdzie był stary średnio wyglądający żyrandol. Włącznik światła znajduje się na innym korytarzu, więc zaświecanie nie było zbyt wygodne. Stary żyrandol został, więc usunięty z sufitu, kabel przeprowadzony na ścianę, a na niej umocowana nowa lampa od razu ze sznureczkiem do pociągania. Dookoła powstała latarnia morska i gotowe :).
A wygląda ona tak jak poniżej.

latarnia morska na scianie

A tutaj świeci!


W ogóle cały korytarz był robiony trochę na opak, bo zamiast najpierw malować go, a potem dopiero walnąć latarnię to najpierw powstała ona, a dopiero potem malowaliśmy ściany na korytarzu, ale jak się okazuje nie było to takie tragiczne w tworzeniu. Z ostatecznego efektu jestem bardzo zadowolona i teraz w ciemnym do tej pory korytarzu, jest dużo jaśniej i dużo przyjemnej.

środa, 4 maja 2016

Wiosenne serwetki mamy

      Były już serwetki na różne pory roku, a ostatnio zdałam sobie sprawę, że nie wstawiałam jeszcze zielonych. Maj to akurat dobry miesiąc, żeby to nadrobić. Oczywiście tak jak głosi tytuł, to serwetki mojej mamy. Wszystkie są nieduże, w sam raz pod kubki. 

zielona szydelkowa serwetka



niedziela, 17 kwietnia 2016

Uszyłam stwora!

      Nigdy nie szyłam na maszynie, nie umiem tego, ale skoro jakiś czas temu takową kupiłam, trzeba było w końcu się za coś wziąć. U mnie w domu nikt na maszynie szyć nie umie, więc musiałam się zdać na instrukcję obsługi i filmiki w internecie. Jakimś cudem udało mi się pozakładać nici, a najfajniejsza zabawa to nawijanie ich na szpuleczkę :D. Sprawdziłam różne ściegi i stwierdziłam, że jak się nie szarpię z maszyną to szyje sama :P. Postanowiłam więc, że co będę na sucho "szyła", trzeba wziąć się za coś na czym zobaczę efekt. Wzięłam niepotrzebne stare ubrania, bo ich nie szkoda jak spartolę sprawę. Jak widać materiał oczowy mi się postrzępił, ale to ciiii.
      Ogólnie wzory różne na takie stworki w internecie są, więc nie będę wmawiała, że to jakiś mój pomysł. Jedynie zrobiłam swój "wykrój", tak jak mi się uwidziało. Powstał swtorek wyglądający niczym z czeluści piekielnych, ale i tak go kocham :). To taki straszaczek-przytulaczek.
      Wiem, że nie jest idealny. Pocieszam się tym, że pewnie za każdym kolejnym razem będzie łatwiej. Szycie igłą i nitką mimo, że schodzi znacznie dłużej niż na maszynie, jest dla mnie prostsze. Jak na razie mogę obwieścić, że pierwsze stwory za płoty! Pierwszy cuś uszyty!

stwór na maszynie


poniedziałek, 14 marca 2016

Serwetki i kot na ścianie

      Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości to szydełkuję, tylko że większe coś, a włóczka czarna i przy sztucznym świetle słabo widzę w co tam mam kujnąć tym szydełkiem. Zmierzam jednak pooowoooooli do celu. Chyba jednak w między czasie zrobię inne mniejsze coś, bo takim tempem to do wakacji się nic mojego nie pojawi na blogu. Za to wstawiam serwetki mamy. Nazbierało się parę, więc oto są tadam! Takie już trochę pod kątem Wielkanocy robione.

serwetka na szydelku


szydelkowa serwetka


szydełkowa serweta


szydelkowe serwetki


serwetki


      A na koniec wepchnę jeszcze kota na ścianie. Rzecz jasna nie zrobiłam krzywdy Filusi i jej nigdzie nie wmurowałam. Kot jest stworzony całkowicie z farby i siedzi sobie prawie grzecznie na gałęzi. Prawie, bo obserwuje ptaszka, ale mam nadzieję, że na niego nie zapoluje.
        Myślałam sobie, że fajnie mieć coś na ścianie, ale nigdy nie miałam odwagi sobie czegoś namalować. Teraz nadarzyła się okazja, żeby zrobił to ktoś inny i tak o to chwalę się bezczelnie nie moim dziełem :P.

kot na gałęzi

czwartek, 18 lutego 2016

Czapka koooleeejna

      Już wcześniej robiłam czapkę tym wzorem. Pierwsza i filmik o tym jak ją zrobić, znaleziony na youtube są tutaj -> http://szydelkowa-planeta.blogspot.com/2015/11/czapencja-i-abedz.html. Tą robiłam w trybie przyśpieszonym, dosłownie z dnia na dzień. Chyba jakoś w pośpiechu mocniej ją ściskałam, bo wyszła ciaśniejsza niż tamta poprzednia, ale dobrze się rozciąga, więc jest w porządku.
       Dla tych którzy mają dosyć już czapek na moim blogu, radosna nowina, na razie to koniec. Chyba...

szydełkowa czapka


szydelkowa czapka

niedziela, 14 lutego 2016

Szydełkowy smok

      Troszkę dawno mnie nie było na blogu. Nie znaczy to, że niczego nie robiłam, wręcz przeciwnie. Nie po drodze było mi jednak z robieniem zdjęć i wstawianiem ich na bloga. Te które daję dzisiaj też pozostawiają bardzo wiele do życzenia, zdaję sobie z tego sprawę. Chciałam jednak koniecznie uwiecznić smoczka, zanim trafił do nowego właściciela.
       Można wyginać mu ogon i łapki. Dzięki temu stoi i siedzi. Oczy i pazurki wyszyłam. Smoczka robiłam z tego wzoru: madisa.republika.pl/smok.rtf. Na końcu jest podana galeria autorki wzoru, piękne stworki można tam obejrzeć. Bardzo chciałabym kiedyś też tak szydełkować. Mam nadzieję, że to się stanie :). Na razie ciągle ćwiczę i ćwiczę. Ze smoka jestem zadowolona, tylko te nieszczęsne zdjęcia, ech ech.

szydełkowy smok


szydelkowy smok






sobota, 9 stycznia 2016

Czapka z kwiatkiem

      Jeszcze w grudniu zrobiłam kolejną czapkę. To moja trzecia szydełkowa, po pierwszej tej  i drugiej uszatej. Ta jest dla mamy, taki jak chciała wzór i kwiatek z boku. Na jej głowie wygląda lepiej, na mnie jest trochę za duża. W trakcie tworzenia jest też szalik z takiej samej włóczki.
     Stwierdzam, że znacznie przyjemniej szydełkuje mi się coś dla kogoś. Dla samej siebie nie mam aż takiej przyjemności chyba, że to właśnie czapka lub coś innego, co jest mi przydatne. Dla innych ludzików mam z tego większą radochę i bardziej mi się chce. A nawet kiedy mi się nie chce, to przypomina mi się, że przecież obiecałam, więc znowu mi się chce :). Też tak macie, czy to tylko moje wydziwy? :P



niedziela, 3 stycznia 2016

Bałwanek Ryszard w nowym domu :)

     Dzisiaj po raz pierwszy na blogu mam przyjemność pokazać dalsze życie szydełkowych cusiów, czyli co dzieje się z tymi, które opuszczają Szydełkową Planetę i idą do nowego domku :). To wszystko dzięki mojej koleżance ze studiów Grażynce, która zgodziła się na to, abym opublikowała jej zdjęcia i opowiadanie, które napisała o Bałwanku Ryszardzie (imię jest także jej dziełem :)). Dziękuję Ci jeszcze raz! :)
      Tutaj aniołek i gwiazdki zrobione przez mamę. Aniołki można było podziwiać w ostatnim poście, a gwiazdki w tamtym roku, bo w tym nie zdążyłam w domu, zrobić im zdjęć.




      Teraz rzecz najważniejsza, a mianowicie opowiadanie Grażynki. Mam nadzieję, że będzie Wam się je czytało tak miło, jak mi :).

                                          Bałwanek Ryszard- historia prawdziwa :)
Dawno, dawno temu na Szydełkowej Planecie śnieg był zjawiskiem bardzo zwyczajnym. Mijały pory roku, jesień zamieniała się w mroźną zimę i białe wełniane płatki obficie sypały się z nieba. Nikt specjalnie się temu nie dziwił, a mieszkańcy planety, szczególnie zaś ci najmłodsi, bardzo się z tego cieszyli. Wychodzili wówczas pojeździć na szydełkowych sankach lub śmigali na szydełkowych łyżwach. Lepili też bałwanki, które ubierali w szaliki i kapelusze.        
Pewnego roku, dzieci z Szydełkowej Planety podczas lepienia bałwanka bardzo się kłóciły. Sprzeczały się o wielkość kul, z których składał się bałwan, potem o to, czyj kapelusik ma nosić i jaki ma mieć nosek. Skutkiem tego powstał bałwanek Ryszard, zupełnie niepodobny do innych bałwanków. Bałwanki to istoty spokojne i nadzwyczaj cierpliwe, stworzone po to, by dawać innym chwilę szczęścia i radości. A Ryszard był najzwyczajniej w świecie złośliwy. Nigdy nie pozdrawiał nikogo charakterystycznym dla bałwanków uchyleniem kapelusza, zamiast dobrego słowa, zawsze sprawiał innym przykrość. Wszyscy się temu dziwili i próbowali go zmienić, ale Ryszard zdawał się być niereformowalny. Podstawiał nogi dzieciom jeżdżącym na łyżwach po ślizgawce, opodal której go ulepiły i głośno śmiał się z nieporadnie wstających po upadku maluchów.
Z nadejściem wiosny wszystkie bałwanki pakowały swe małe walizeczki i odjeżdżały szydełkowym pociągiem do Krainy Wiecznej Zimy, która znajdowała się na Biegunie Północnym, gdzie czekali na nie ich przyjaciele oraz święty Mikołaj i jego elfy. Ale Ryszard nie spakował się razem z innymi bałwankami, ba, nawet nie zjawił się na dworcu w dniu odjazdu pociągu. W swej złośliwości postanowił nigdzie nie odchodzić, zostać nieopodal jeziorka, które w zimie było ślizgawką  i dokuczać mieszkańcom. Początkowo wszyscy sądzili, że ciepłe promienie wiosennego słońca roztopią Ryszarda i  problem złośliwego bałwanka zniknie, ale Ryszard był odporny na ciepło. Ulepiony w złości, miał w sobie mnóstwo niedobrej energii. Potrafił wytworzyć wokół siebie zimną aurę i słońce nie mogło mu zaszkodzić. Dalej więc wyśmiewał się z dzieci, zamrażał im napoje, które niosły w swych plecaczkach do szkoły. Zdawało się, że nie ma sposobu, aby go zmienić.
Ale na Szydełkowej Planecie nie brakuje mądrych stworków. Na polanie pośrodku prastarego lasu rośnie stary dąb. Jest w nim wykuta dziupla, w której mieszka Pan Puchacz – najmądrzejsza sowa na całym świecie. Pewnego dnia mieszkańcy Szydełkowej Planety przyszli do niego po radę, co  należy zrobić, aby bałwanek Ryszard stał się dobry. Mądra sowa stwierdziła, że bałwanek dopóty będzie złośliwy, dopóki mieszkańcy Planety będą się na siebie złościć, denerwować i dokuczać sobie wzajemnie. To z ich złych emocji, Ryszard czerpie swoją złośliwość i dają mu one energię, aby wytwarzać zimną aurę, która nie pozwala rozpuścić go promieniom słońca.
Mieszkańcy Szydełkowej Planety posłuchali rady puchacza i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zakończyli wszelkie spory między sobą. Bałwanek Ryszard był zdziwiony, bo wokół niego zapanowała zgoda, dzieci bawiły się grzecznie i nie sprawiały problemów swoim rodzicom, sąsiedzi nie prowadzili sporów, nikt nie mówił brzydkich słów. Z dnia na dzień zła energia Ryszarda ulatniała się i wkrótce poczuł się odmieniony. Zamiast mówić złośliwe rzeczy, życzył wszystkim miłego dnia, pozdrawiał dzieci idące do szkoły. Wszyscy jednak, włącznie z Ryszardem, dziwili się, że mimo iż jest lato, słońce nie rozpuściło bałwanka. Szybko więc mieszkańcy uznali, że jest on wyjątkowy. Całoroczny bałwanek Ryszard stał się szybko atrakcją turystyczną Szydełkowego miasteczka, przyjeżdżali do niego naukowcy i zwykli ludzie z całej Planety, aby go podziwiać i zamienić z nim kilka uprzejmych słów.
Mijały lata, a bałwanek dzielnie trwał nieopodal jeziorka-ślizgawki. Lecz oto pogoda stawała się coraz bardziej kapryśna, lato trwało coraz dłużej, a zima bywała krótka i bezśnieżna. A jednego roku jakby zapomniała o Szydełkowej Planecie i nie przyszła wcale. Biedne dzieciaki, które chciały pojeździć na łyżwach czy sankach, musiały zadowolić się podróżami na rowerach i deskorolkach. Nie było mowy o lepieniu bałwanków, ani o przyjeździe bałwanków z Krainy Wiecznej Zimy. Jeden tylko Ryszard został w miasteczku i myślał, co zrobić, by choć na chwilę przywołać Panią Zimę. Myślał, myślał i wymyślił! Skupił się całym swym bałwankowym umysłem i dokładnie na Wigilię Świąt Bożego Narodzenia sprawił, że w Szydełkowym miasteczku spadły małe białe płatki. Wszystkim udzielił się nastrój świąt, a bałwanek Ryszard patrzył na to wszystko swymi węgielkowymi oczkami i uśmiechał się do siebie i do ludzi. :)

Tutaj zaś bałwanek Ryszard na zdjęciu. Jest spokrewniony z tymi tutaj: Piotrusiem i Grzesiem