Hej ho! Dawno nie wstawiałam niczego na bloga i nie będę blablała, że teraz to już na pewno będę pisała regularnie, bo to bez sensu. W końcu nikt chyba z toporem nade mną nie stoi i nie każe mi koniecznie czegoś tutaj wstawiać na bieżąco. Chciałabym jednak wracać tutaj trochę częściej, bo jakoś źle mi bez Szydełkowej Planety. Nie wiem w ogóle czy ktoś jeszcze tutaj zagląda, ale jeśli tak to cieszę się przeogromnie.
Dzisiaj będzie nieszydełkowo, bo pochwalę się kolejnym tworem ściennym - latarnią morską. W tym i ja miałam swój udział, bo machałam trochę ołówkiem po ścianie :). Większość jednak to robota Łukasza. Miał jej trochę, bo latarnia naprawdę świeci. Jest na korytarzu, gdzie był stary średnio wyglądający żyrandol. Włącznik światła znajduje się na innym korytarzu, więc zaświecanie nie było zbyt wygodne. Stary żyrandol został, więc usunięty z sufitu, kabel przeprowadzony na ścianę, a na niej umocowana nowa lampa od razu ze sznureczkiem do pociągania. Dookoła powstała latarnia morska i gotowe :).
A wygląda ona tak jak poniżej.
A tutaj świeci!
W ogóle cały korytarz był robiony trochę na opak, bo zamiast najpierw malować go, a potem dopiero walnąć latarnię to najpierw powstała ona, a dopiero potem malowaliśmy ściany na korytarzu, ale jak się okazuje nie było to takie tragiczne w tworzeniu. Z ostatecznego efektu jestem bardzo zadowolona i teraz w ciemnym do tej pory korytarzu, jest dużo jaśniej i dużo przyjemnej.