Dzisiaj po raz pierwszy na blogu mam przyjemność pokazać dalsze życie szydełkowych cusiów, czyli co dzieje się z tymi, które opuszczają Szydełkową Planetę i idą do nowego domku :). To wszystko dzięki mojej koleżance ze studiów Grażynce, która zgodziła się na to, abym opublikowała jej zdjęcia i opowiadanie, które napisała o Bałwanku Ryszardzie (imię jest także jej dziełem :)). Dziękuję Ci jeszcze raz! :)
Tutaj aniołek i gwiazdki zrobione przez mamę. Aniołki można było podziwiać w
ostatnim poście, a
gwiazdki w tamtym roku, bo w tym nie zdążyłam w domu, zrobić im zdjęć.
Teraz rzecz najważniejsza, a mianowicie opowiadanie Grażynki. Mam nadzieję, że będzie Wam się je czytało tak miło, jak mi :).
Bałwanek
Ryszard- historia prawdziwa :)
Dawno,
dawno temu na Szydełkowej Planecie śnieg był zjawiskiem bardzo zwyczajnym.
Mijały pory roku, jesień zamieniała się w mroźną zimę i białe wełniane płatki
obficie sypały się z nieba. Nikt specjalnie się temu nie dziwił, a mieszkańcy
planety, szczególnie zaś ci najmłodsi, bardzo się z tego cieszyli. Wychodzili
wówczas pojeździć na szydełkowych sankach lub śmigali na szydełkowych łyżwach.
Lepili też bałwanki, które ubierali w szaliki i kapelusze.
Pewnego roku, dzieci z Szydełkowej Planety podczas lepienia bałwanka
bardzo się kłóciły. Sprzeczały się o wielkość kul, z których składał się
bałwan, potem o to, czyj kapelusik ma nosić i jaki ma mieć nosek. Skutkiem tego
powstał bałwanek Ryszard, zupełnie niepodobny do innych bałwanków. Bałwanki to
istoty spokojne i nadzwyczaj cierpliwe, stworzone po to, by dawać innym chwilę
szczęścia i radości. A Ryszard był najzwyczajniej w świecie złośliwy. Nigdy nie
pozdrawiał nikogo charakterystycznym dla bałwanków uchyleniem kapelusza,
zamiast dobrego słowa, zawsze sprawiał innym przykrość. Wszyscy się temu
dziwili i próbowali go zmienić, ale Ryszard zdawał się być niereformowalny.
Podstawiał nogi dzieciom jeżdżącym na łyżwach po ślizgawce, opodal której go
ulepiły i głośno śmiał się z nieporadnie wstających po upadku maluchów.
Z
nadejściem wiosny wszystkie bałwanki pakowały swe małe walizeczki i odjeżdżały
szydełkowym pociągiem do Krainy Wiecznej Zimy, która znajdowała się na Biegunie
Północnym, gdzie czekali na nie ich przyjaciele oraz święty Mikołaj i jego
elfy. Ale Ryszard nie spakował się razem z innymi bałwankami, ba, nawet nie
zjawił się na dworcu w dniu odjazdu pociągu. W swej złośliwości postanowił
nigdzie nie odchodzić, zostać nieopodal jeziorka, które w zimie było
ślizgawką i dokuczać mieszkańcom.
Początkowo wszyscy sądzili, że ciepłe promienie wiosennego słońca roztopią
Ryszarda i problem złośliwego bałwanka
zniknie, ale Ryszard był odporny na ciepło. Ulepiony w złości, miał w sobie
mnóstwo niedobrej energii. Potrafił wytworzyć wokół siebie zimną aurę i słońce
nie mogło mu zaszkodzić. Dalej więc wyśmiewał się z dzieci, zamrażał im napoje,
które niosły w swych plecaczkach do szkoły. Zdawało się, że nie ma sposobu, aby
go zmienić.
Ale
na Szydełkowej Planecie nie brakuje mądrych stworków. Na polanie pośrodku
prastarego lasu rośnie stary dąb. Jest w nim wykuta dziupla, w której mieszka
Pan Puchacz – najmądrzejsza sowa na całym świecie. Pewnego dnia mieszkańcy
Szydełkowej Planety przyszli do niego po radę, co należy zrobić, aby bałwanek Ryszard stał się
dobry. Mądra sowa stwierdziła, że bałwanek dopóty będzie złośliwy, dopóki
mieszkańcy Planety będą się na siebie złościć, denerwować i dokuczać sobie
wzajemnie. To z ich złych emocji, Ryszard czerpie swoją złośliwość i dają mu
one energię, aby wytwarzać zimną aurę, która nie pozwala rozpuścić go
promieniom słońca.
Mieszkańcy
Szydełkowej Planety posłuchali rady puchacza i jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki zakończyli wszelkie spory między sobą. Bałwanek Ryszard
był zdziwiony, bo wokół niego zapanowała zgoda, dzieci bawiły się grzecznie i
nie sprawiały problemów swoim rodzicom, sąsiedzi nie prowadzili sporów, nikt
nie mówił brzydkich słów. Z dnia na dzień zła energia Ryszarda ulatniała się i
wkrótce poczuł się odmieniony. Zamiast mówić złośliwe rzeczy, życzył wszystkim
miłego dnia, pozdrawiał dzieci idące do szkoły. Wszyscy jednak, włącznie z
Ryszardem, dziwili się, że mimo iż jest lato, słońce nie rozpuściło bałwanka.
Szybko więc mieszkańcy uznali, że jest on wyjątkowy. Całoroczny bałwanek
Ryszard stał się szybko atrakcją turystyczną Szydełkowego miasteczka,
przyjeżdżali do niego naukowcy i zwykli ludzie z całej Planety, aby go
podziwiać i zamienić z nim kilka uprzejmych słów.
Mijały
lata, a bałwanek dzielnie trwał nieopodal jeziorka-ślizgawki. Lecz oto pogoda
stawała się coraz bardziej kapryśna, lato trwało coraz dłużej, a zima bywała
krótka i bezśnieżna. A jednego roku jakby zapomniała o Szydełkowej Planecie i
nie przyszła wcale. Biedne dzieciaki, które chciały pojeździć na łyżwach czy
sankach, musiały zadowolić się podróżami na rowerach i deskorolkach. Nie było
mowy o lepieniu bałwanków, ani o przyjeździe bałwanków z Krainy Wiecznej Zimy.
Jeden tylko Ryszard został w miasteczku i myślał, co zrobić, by choć na chwilę
przywołać Panią Zimę. Myślał, myślał i wymyślił! Skupił się całym swym
bałwankowym umysłem i dokładnie na Wigilię Świąt Bożego Narodzenia sprawił, że
w Szydełkowym miasteczku spadły małe białe płatki. Wszystkim udzielił się
nastrój świąt, a bałwanek Ryszard patrzył na to wszystko swymi węgielkowymi
oczkami i uśmiechał się do siebie i do ludzi. :)