Dawno, dawno temu na pewnej małej planecie, na której do tej pory nic nie żyło, pojawił się wąż. Miał na imię Hieronim. Był to kosmiczny wąż latający. Trzeba od razu powiedzieć, że taki wąż to bardzo groźne stworzenie. Tam gdzie się pojawiał wywoływał popłoch, bo pożerał wszystko co napotkał na swojej drodze. Wszyscy się go bali i uważali za najokrutniejsze stworzenie jakie istnieje. Prawda była zaskakująca. Wąż nie robił tego złośliwie, taki już był z niego wężowy łakomczuszek. Dopiero kiedy zaspokajał głód, orientował się, że wokół niego, nie ma już nikogo z kim mógłby się pobawić. Robił się wtedy bardzo smutny i ze zwieszonym łepkiem pochlipywał nad swoim losem.
- Och ja nieszczęśliwy, nie mogę się z nikim we wszechświecie pobawić, bo każdy od mnie ucieka ssss. Nic dziwnego skoro nie potrafię oprzeć się, żeby kogoś nie schrupać ssss. Zupełnie nie wiem co mam na to poradzić ssss. Do końca życia będę tak latał pomiędzy planetami i zjadał ich mieszkańców ssss.
Tak mówił do siebie mały smutny wąż, aż pewnego dnia zdecydował, że koniec z tym. Postanowił odnaleźć jakąś niezamieszkaną planetę i powoli chrupać to z czego jest stworzona. Niestety jak na złość, nie trafił ani na planetę z czekolady, ani z sera, ani nawet na taką w kształcie wielkiego kalafiora. Tak się złożyło, że kiedy to postanowił, najbliżej położoną planetą była pochmurna planeta cała pokryta śniegiem i lodem.
Wąż wzruszył całym swoim ciałem, bo i cóż miał na to poradzić. Nie miał siły lecieć dalej, więc postanowił pozostać właśnie na tej. Planeta była niewielka, więc szybko ją zwiedził. Przy okazji nadał jej nazwę. Od swojego imienia nazwał ją Hieronimia.
Hieronim na Hieronimii wiódł spokojne życie. Rozmyślał nad wężowymi sprawami, pełzał po lodzie, zjeżdżał z ośnieżonych pagórków na brzuchu i oczywiście zajadał. Najpierw cały śnieg, potem lód, a kiedy zabrakło i tego i tego, zabrał się za zajadanie ciemnych burzowych chmur. W końcu na całej planecie nic już nie zostało. Zrobiło się biało i pusto. Jak się okazało pod spodem Hieronimia była bieluteńka. Hieronim próbował jeść to białe coś, ale nic z tego nie wychodziło. Było zwyczajnie nienadające się do włożenia w pyszczek. Biedny wąż nie wiedział co począć. Bardzo chciał zostać na swojej
planecie, ale głód doskwierał mu przeraźliwie. Poza tym nie miał tutaj
już nic do roboty. Leżał więc zrezygnowany wpatrzony gdzieś w dal i rozmyślał co by tu zrobić.
I kiedy już miał wybrać się w podróż w poszukiwaniu nowego miejsca, stała się rzecz niezwykła. Hieronim aż przetarł oczy ze zdumienia. Gdzieś z wysoka sfrunęła najprawdziwsza anielica. Miała długie złociste loki i niesamowite ogromne skrzydła.
- Hieronimie - rzekła spokojnym czystym głosem. - Nazywam się Celinka i jestem aniołem. Dowiedziałam się o Twoim losie i postanowiłam Ci pomóc.
Hieronim nie mógł wydobyć głosu ze zdumienia. - Ale... dlaczego ssss? - Udało mi się w końcu wykrztusić.
- Jesteś smutny, a my anioły nie chcemy, żeby ktokolwiek się smucił. Nie możemy jednak za bardzo ingerować w to co dzieje się na planetach. Udało mi się jednak znaleźć sposób na to, żebyś zawsze był najedzony, tak że nie będziesz musiał pożerać innych stworzeń i dzięki temu będziesz mógł żyć z nimi w przyjaźni. - powiedziała Celinka uśmiechając się miło do węża. - Jednak - kontynuowała - tylko od Ciebie zależy czy będziesz przestrzegał zasady. Jeśli zabijesz jakiekolwiek żywe stworzenie, wtedy wszystko wróci do tego co jest teraz.
- A co będę jadł? - wyjąkał nieśmiało Hieronim. - Jem tak dużo na raz, że zawsze w końcu zaczyna brakować pożywienia i muszę polować.
- Już moja w tym głowa. - uśmiechnęła się Celinka i mrugnęła do niego łobuzersko.
Wzięła węża na ręce, a on wpełzł jej na ramiona.
- Teraz wyobraź sobie coś najpiękniejszego i najmilszego jak tylko potrafisz - rzekła Celinka.
Hieronim wytężył umysł i pomyślał. I nagle wokoło zaczęły pojawiać się kwiaty! Było ich mnóstwo. Wszystkie piękne i kolorowe. Na początku były to niewielkie kwiatuszki, które ledwo można było dostrzec wśród rozległej bieli planety. Potem zaczęły pojawiać się coraz większe, zapełniały powoli całą planetę, a ich zapach niósł się dookoła. Na niebie zaczęły pojawiać puchate obłoczki, a gdzieś w oddali zaszemrał wesoło strumyk.
Hieronim zaskoczony tym wszystkim, wpatrywał się w to co powstało.
- Jak... jak to możliwe ssss? Ty to zrobiłaś Celinko ssss? - zapytał.
- Och, oczywiście, że nie ja. To Ty! Przecież to Tobie kazałam pomyśleć o tym co uważasz za piękne i dobre. - Roześmiała się anielica. - Ja tylko użyczyłam Ci odrobinki swojej mocy. Gdybyś jednak wyobraził sobie coś złego, nic by z tego nie wyszło. Moja moc działa tylko w dobrych celach.
Hieronimowi nadal trudno było uwierzyć w to co widzi. Pełzał zachwycony pięknem planety. Zobaczył nawet krążące wokół kiatów motyle.
- Hieronimie, Hieronimie - zawołały. - Dziękujemy Ci, że dałeś nam taki piękny dom. Zostaniemy przyjaciółmi?
- Och tak ssss! - wykrzyknął radośnie Hieronim. Po chwili jednak posmutniał.
- Co się stało wężyku? - zapytała Celinka.
- Mam teraz piękną planetę i przyjaciół w postaci motyli ssss. - westchnął sycząco. - Cóż jednak z tego skoro i tak wszystko to zjem ssss.
Celinka uśmiechnęła się tajemniczo.
- Spróbuj - zachęciła węża.
Hieronim zrezygnowany podszedł do najbliższych kwiatów i zaczął je jeść. Jadł, jadł i jadł aż nasycił się zupełnie. Kwiatków jednak wcale nie ubyło. Motyle nadal miały nad czym fruwać, a on sam wcale nie miał ochoty ich zjadać. Ucieszył się straszliwie. Zatańczył z Celinką radosny wężowo-anieli taniec, a motyle fruwały wokół nich.
Tak mogłaby się skończyć ta opowieść, ale muszę dodać jeszcze jedną zadziwiającą rzecz. Hieronim spędzając czas z motylami, bawiąc się z nimi, przestał się wydawać taki straszny innym stworzeniom. Przybywały, więc do niego z innych planet i wszyscy razem wesoło się bawili. Wszyscy wiedzieli, że wąż je magiczne kwiaty. Powoli zaczęli też zauważać, że je ich coraz mniej. Hieronim dzięki pomocy Celinki, mając wokół siebie przyjaciół i stawiając czoła problemom, przestał nie tylko pożerać wszystko co spotkał na swojej drodze, ale zaczął jeść zwyczajną ilość magicznych kwiatów. A i kwiaty przestały być po jakimś czasie magiczne. Zamieniły się w całkiem zwyczajne, ale Hieronim na początku nawet tego nie zauważył. Dopiero dużo później zorientował się, a łzy popłynęły z jego wężowych oczu. Tym razem były to jednak łzy szczęścia.
KONIEC
Bajki to już koniec, ale chcę jeszcze tylko pokazać do czego wąż Hieronim może służyć. Nie dość, że przypilnuje książki to jeszcze zaznaczy, na której stronie ostatnio była czytana :). Będę go wykorzystywała na zmianę z obłoczkową zakładką.
W opowiadaniu wystąpiła Celinka, która już wcześniej fikała koziołki na blogu (a właściwie tańczyła :P).
Ale mi się podobało! Wąż Hieronim rządzi :D
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu węża Hieronima. Aż zasyczał z radości :D.
UsuńŚwięty Hieronimie, ależ to wszystko ciekawe! Zgodnie z obietnicą przybywam do Ciebie, aby sobie podejrzeć, co tam dodałaś. Wąż jest zdecydowanie pozytywny i na bohatera bajki się nadaje. A jeszcze bardziej na zakładkę do książki. Sadząc po okładce to widzę, że już skończyłaś czytać pozycję, którą ja Ci poleciłam? W każdym bądź razie daję dwa kciuki w górę. Niech Hieronim żyje sobie spokojnie w tym małym przeświecicie.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Co do książki już wiesz, że polecaną przez Ciebie przeczytałam, więc miałam się nie powtarzać, ale i tak wyszło na to, że się powtórzyłam :P.
UsuńKto by pomyślał, że taki chudziutki wąż mógł być takim łakomczuszkiem :)
OdpowiedzUsuńJak to pozory czasem mylą :D.
UsuńWąż jest super, tak samo jak cała opowieść - masz talent! :) Jako zakładka wygląda obłędnie, na pewno będzie dobrze pilnował książek :D. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się, że tak uważasz :). A pilnuje bardzo dobrze, żaden złodziej książek się nie pojawia :D.
UsuńHa,ha,ha. Urocza opowieść. Myślałas o tym, żeby pisać bajki?
OdpowiedzUsuńDziękuję :). Na skalę blogową właśnie pomyślałam tak, co też czynię :P.
UsuńRewelacja :)
OdpowiedzUsuńAż nie mogłam się oderwać od czytania :)
Nawet nie podejrzewałam, że to zakładka :)
Dziękuję, to bardzo miłe :). Specjalnie nie wypełniałam go za bardzo, żeby mógł grzecznie spełniać rolę zakładki i po zamknięciu książki robić się trochę plaskaty :).
UsuńŚwietny wężyk. Powinnaś pisać bajki dla dzieciaczków, świetnie się je czyta. A pomysł z zakładką genialny ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję. Będę pisać więcej i zamęczać tym, wszystkich na blogu :D.
UsuńŚliczny wężownik, ale niech tak japki nie cieszy i strzeże się kondominium rosyjsko-niemieckiego pod żydowskim zarządem powierniczym :P. Marshal
OdpowiedzUsuńDziękuję za ostrzeżenie, powiem mu o tym :P.
UsuńBajeczka świetnie napisana - lekko i miło się ją czyta, bohater przechodzi pozytywną przemianę i wszystko się dobrze kończy - super po prostu. Dla dzieci -rewelacja. Więcej poproszę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
P.S. Uwaga dziecięcia - "planeta powinna być z brokułów, bo nie ma nic okropniejszego" ;)
Dziękuję, jak fajnie, że Ci się podobało! Będzie więcej, bo mam wstępne koncepcje :P. A co do brokułów, zapamiętam sobie na przyszłość :D.
UsuńDiabeł nie takie straszny jak go malują, a nawet odwrotnie:P Czekam na drugą część. Oj chyba rzuciłem spoiler xD
OdpowiedzUsuń- Wolfiś xD
Wolfiś, co Ty mi tu zapowiedzi robisz! :D Nie no, to nie do końca taka druga część będzie, zresztą okaże się :P.
Usuńwąż bohater pozytywny .... czyżby sie jednak dało zmienić odwieczną naturę wężową i niechęć do niego...? ;-D
OdpowiedzUsuńZdarzają się też miłe węże, a zresztą znajomość z aniołkiem Celinką do czegoś zobowiązuje :P.
Usuń