czwartek, 25 czerwca 2015

Roztoczański post nieszydełkowy

      Ten post piszę już trzeci dzień, bo za każdym razem kiedy zaczynałam to robić wieczorem, od razu chciało mi się spać i nic z tego nie wychodziło. W każdym razie z racji tego, że ostatnio nic nie robiłam na szydełku, będzie reklama Roztocza :P. Taka niewielka reklama, bo nie byłam tam w celach rekreacyjnych, ale i tak wepchnę parę zdjęć, które udało mi się zrobić teraz i kilka z ubiegłych lat. Może akurat ktoś z planetarnych przybyszów będzie lub był w tamtych rejonach. Nie będę pisała informacji, których pełno w internecie, bo trochę mija się to z celem, wyszłaby z tego epopeja :P.
   Na Roztocze w okolice Józefowa jeździłam od zawsze do babci i dziadka, więc nawet nigdy nie zastanawiałam się czy lubię tamte strony. Po prostu były częścią egzystencji małej Agatki. Roztocze jest przyjemnie pofałdowane co dla mnie zawsze jest plusem :). Według mnie różni się od reszty Lubelszczyzny. Od razu czuć kiedy się tam wjeżdża, powietrze robi się inne, rześkie. W końcu lasy robią swoje. Ogólnie jest tam taki specyficzny mikroklimat, który powoduje, że ciągle chce się jeść albo spać, albo i to i to. Mi akurat jeść, więc wyżeram wtedy co się da. A propos wyżerania, w lasach rośnie dużo czarnych jagód z czego wiele osób ma niezły sezonowy biznes. Oprócz tego borówka brusznica i gdzieniegdzie borówka bagienna, chociaż tą ostatnią chyba mało kto zbiera. Zawsze sobie grzecznie wisi na krzaczkach, więc ją podjadam. Mimo, że obiegowa opinia głosi, iż ma właściwości odurzające, wierzę internetowi, który twierdzi, że to nieprawda. Stety albo niestety nigdy do tej pory nic mnie nie odurzyło :P. Pewnie wiele jest tam różnych drzew, ale mi Roztocze kojarzy się głównie po prostu z sosnami. Co do roztoczańskich zwierząt to zwykle składa się tak, że  rzucają mi się tam w oczy pająki :o. Wcześniej było tam mnóstwo tygrzyków paskowanych (nie wiem czy poprawnie piszę tą nazwę, ale nie sprawdzę, bo się boję :D). W każdym razie chodzi mi o takie żółte pająki w paski. Właściwie bardzo ładne, ale zawsze miałam przez nie jakieś traumatyczne przeżycia i wolałam nie zbliżać się do malin czy porzeczek, w których było ich pełno. Teraz jest ich coraz mniej, co właściwie pewnie nie jest powodem do radości, ale dla mnie dużą ulgą. Mówi się, że jest tutaj dużo żmij zygzakowatych. Osobiście nigdy żadnej nie widziałam, ale pewnie jest to prawdą. Co do innych zwierząt niektóre z nich obrazuje fontanna w Józefowie. Moim zdaniem jest cudna. Mamy tu: konika polskiego, lisa, rysia, jelenia, wilka, dzika, orła i głuszca. Nawet nie wiedziałam, że są tutaj wilki, ale fontanna mnie uświadomiła. Zdjęcia robione chyba dwa lata temu.

fontanna józefów



fontanna jozefow

     Oprócz tego na rynku stoją rzeźby wykonywane z kamieni wydobywanych w tutejszym kamieniołomie. Jest pomnik poświęcony ofiarom II wojny światowej.

pomnik jozefów

Są rzeźby z tego co wiem, robione przez studentów UMCS-u.
Rybka

rzeźby józefów

Niedźwiadek

rzezby jozefow

Byczek


I rzecz jasna goła baba :P


A tutaj żeby nie być gołosłownym kamieniołomy, a właściwie ich fragment.

józefów kamieniołomy

Obok stoi wieża widokowa. Ładnie widać z niej miasto, ale niestety nie mam zdjęcia.

józefów wieża

Za to mam schodki :)

wieza jozefow

     Kiedyś wszyscy jeździli nad zalewy do Krasnobrodu i Majdanu Sopockiego. Teraz Józefów ma zalew zrobiony jak trzeba. Część do łowienia ryb.

zalew józefów

zalew jozefow

I część do kąpieli. Jeszcze przed sezonem, więc pustawo.

jozefow zalew


    A tutaj tak na doczepkę Krasnobród. To zawsze był stały punkt odwiedzin. Od Józefowa jest tutaj kilkanaście km. Tak sobie z busa pstryknęłam zdjęcie kościołowi, więc trochę zasłaniają go tablice. Ta część Krasnobrodu nazywa się Podklasztor. Zawsze szalenie mi się to podobało :P. W Krasnobrodzie jest kapliczka na wodzie, kaplica św. Rocha, baszta, która góruje nad zalewem, ptaszarnia etc.

kościół w krasnobrodzie

      Rzecz jasna Roztocze to nie tylko to co pokazałam. Są tu różne inne miejscowości np. Zwierzyniec, Susiec, można pływać kajakami, jeździć rowerami, ścieżki rowerowe mają tu czasem lepsze niż drogi :P. Chyba najlepiej czują się tu wielbiciele ciszy i przyrody. Roztoczański Park Narodowy, Parki krajobrazowe, od Józefowa na południe Puszcza Solska. Jeśli ktoś lubi szwędać się po lasach ma tego ile wlezie. Tak rzuciłam okiem na swoją mapę Roztocza i jest tu naprawdę całkiem sporo różnych szlaków turystycznych.

***
    A teraz zmiana tematu, bo chciałam pokazać co ma wspólnego pies mojej babci z moją kotką Filusią (notabene babcia ma talent do nadawania psom niezbyt pasujących do nich imion. Ten nazywa się Reksio, a wcześniej był Ciapek, który był wielkości owczarka niemieckiego :D).


Czy ktoś zauważył element wspólny?

pies serce

Odpowiedź brzmi: serduszko! :)
     Właściwie Reksio ma psie ADHD i nie da mu się zrobić normalnego zdjęcia, ciągle biega albo podkskakuje. Na szczęście udało mi się uchwycić serduszkową łatkę :). Jest jeszcze młody i przez to chudy jak szczapa, ciekawe jaką wielkość ostatecznie osiągnie.
     I jeszcze tak się zastanawiam, jak nazywa się kury o takim ubarwieniu jak ta w środku szara? U nas zawsze mówiło się siemieniata albo rabata. Czy ktoś wie, czy ma to jakąś naukową nazwę? :D

kura

     Wiem, że każdy wie jak wyglądają kury i żadna to nowość, ale ja uwielbiam wszystkie ptaki (dziwnie brzmi takie wyznanie :P) i muszę mieć zdjęcia kur na swoim blogu. Tą po lewej nazywałam roboczo Mirabelka, przychodziła do mnie i rozmawiała lub się kłóciła. Ulubione jej zajęcie to dziobanie w buty. Uwielbiam kury, które da się dotykać i głaskać :D.



Świnki nie mogły pojawić się na blogu z przyczyn technicznych. Za to znalazłam śliczną gąsienicę.

gasienica

     Do tego jeszcze róża. Nie wiem co to za odmiana, ale sporo widzę teraz takich w ogrodach, więc może ktoś wie?

roza

Pięknie kwitła też piwonia.



A na koniec czereśnia (sąsiadów :D). Ładnie wygląda, więc sobie ją pożyczyłam :).

czeresnia

    Mam nadzieję, że komuś udało się dotrwać do końca. Następnym razem postaram się pokazać coś szydełkowego :).

środa, 10 czerwca 2015

Szydełkowa leśna nimfa :)

      Już od jakiegoś czasu marzyło mi się zrobienie jakiegoś leśnego stworka. I tak powstała Olszynka. W lesie, w którym mieszka nie ma co prawda olch, ale imię to imię i z tym się nie dyskutuje :P.
      Olszynka lubi skakać po drzewach, co będzie widać na zdjęciach. We włosy wplata sobie kolorowe kwiaty, a ręce, nogi i szyję ozdabia listkami. Sukienkę uszyła sobie z kory i liści, i teraz może wygodnie biegać w niej po całym lesie. Włosy ma zielone jak wiosenna trawa, trochę zmierzwione przez wiatr mimo, że usilnie próbuje przyczesywać je grzebykiem z patyczków.
      Na co dzień mała driada zajmuje się pilnowaniem, by nikt nie zakłócał spokoju lasu. Niech no tylko ktoś spróbuje zrobić krzywdę, któremuś z drzew. Wtedy Olszynka wkroczy do akcji! Zwykle jest jednak bardzo miła, zbiera patyczki, wskazuje drogę kotom przechodzącym przez lasek. Raz nawet miała okazję zapoznać się z łosiem. Kiedy trzeba pomaga sarenkom, rozmawia z ptakami oraz głaszcze małe drzewka i grzyby, żeby lepiej rosły. Tak właśnie wygląda jej życie.
      A teraz kilka zdjęć.
szydelkowa lesna nimfa


szydelkowa driada




      Tutaj zabrałam Olszynkę na chwilę z jej leśnego domu, żeby mogła zaprezentować się, jak wygląda ze wszystkich stron. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jest troszeczkę zawstydzona, że pokazuję ją na blogu. W końcu nimfy raczej rzadko są oglądane przez ludzi.





      Przez następny tydzień, albo trochę dłużej nie będzie mnie na blogu. Mam nadzieję, że nie pogniewacie się, że wobec tego nie będę w tym czasie mogła odpowiadać na komentarze i odwiedzać Waszych blogów. Tymczasem zostawiam Was z Olszynką :).

środa, 3 czerwca 2015

Makowo-chabrowy wianek

      Zbliża się niezmiernie ważne święto w pracy mamy, czyli Gala Przedszkolaka :D. W tym roku tematyka to "Raz na ludowo", więc oczywiście wianki bardzo przydatne. Robiąc wianek dla mamy postanowiłam skorzystać ze sposobu na wykonanie kwiatów z krepiny, który poznałam kiedy tworzyłam palmę wielkanocną. Myślę, że efekt jest dobry, bo dzięki wielkości i barwie kwiatów, będzie je widać z daleka. Przynajmniej mam taką nadzieję.
      Stelaż jest z gałązki leszczynowej, do tego powplatanych kilka kwiatostanów traw. Całość owinięta cienkim drucikiem, taśmą klejącą i zieloną bibułą. Na głowie trzyma się dobrze, można pląsać bez obaw, że pofrunie w świat. Mama nie zdecydowała się na zapozowanie, więc owa rola przypadła mi. Walcząc ze zdjęciofobią po raz pierwszy postarałam się wziąć to na klatę i nie wycinać swoje twarzy :P. Chyba udało mi się go obfotografować ze wszystkich stron. Według mnie, wyszedł lepiej niż myślałam. Obawiałam się, że będzie się rozpadał przy byle dotknięciu, ale nic takiego się nie dzieje (tfu tfu tfu!).
     Swoją drogą lubię wianki. Zwłaszcza takie z żywych kwiatów są cudowne. Od razu kojarzą mi się z Nocą Kupały. Chyba jedno z najśliczniejszych świąt :). Ach ach, a już czerwiec, czyli niedługo!

wianek z kwiatow z bibuly

wianek z makow

wianek ze sztucznych kwiatow